Tłumów nie ma, czyli zabytki Turkiestanu i okolic

Poszukiwania cmentarzyska statków niestety spełzły na niczym. Pojechaliśmy kilkadziesiąt km w stronę Saksaulskiy a następnie w kierunku małej wioski, w której podobno znajdują się jeszcze dwa wraki. Naszą wycieczkę przerwaliśmy jednak krótko przed celem. Polna droga się skończyła, a z naprzeciwka nadchodziła burza. Jakoś nie starczyło nam odwagi pchać się samotnie w step w jej kierunku.

Burza dogoniła nas trochę później, w drodze do następnego punktu na trasie – Kyzyłordy.  Zatrzymaliśmy się na parkingu zrobić sobie coś do jedzenia i okazało się to najszybciej robioną w życiu jajecznicą. Momentalnie zrobiło się ciemno, po parkingu zaczęły latać różne przedmioty a w powietrzu nagle znalazły się tumany pyłu. W popłochu chowaliśmy sprzęt do samochodu i posiłek dojadaliśmy już w środku. Na szczęście burza nie okazała się groźna. Chwilę pobujało autem, sytuacja się ustabilizowała i można było jechać dalej.

W Kyzyłordzie nie spotkały nas żadne szczególne przygody, poza godzinnym krążeniem po mieście celem znalezienia naszego hotelu. Okazało się, że hotel miał we wszystkich serwisach podany zły adres. Właściwego nie udało nam się znaleźć, co w sumie wyszło na dobre, bo hotel w którym zostaliśmy okazał się bardzo fajnym miejscem. Pewnym wyzwaniem okazała się też oblepiona do granic możliwości robalami szyba. Generalnie samochód po ostatnim odcinku trasy wyglądał gorzej, niż po przejechaniu całej Rosji.

Rano znaleźliśmy dla Toyki salon SPA i ruszyliśmy w dalszą podróż w stronę Turkiestanu. Przed miastem zatrzymaliśmy się jeszcze obejrzeć ruiny Sauran. Miasto to było kiedyś stolicą Białej Ordy i największym miastem w Kazachstanie. Obecnie, ruiny XII-wiecznej fortecy znajdują się 2km od autostrady i stoją zupełnie niestrzeżone. Kiedy tam dotarliśmy byliśmy jedynymi ludźmi w okolicy. Chwilę później pojawił się jeden podróżnik z Nowej Zelandii, a kiedy już wracaliśmy podjechały jeszcze dwa samochody. Poza tym, mieliśmy to miejsce tylko dla siebie. Wyobrażam sobie, jak takie miejsce wyglądałoby pod opieką wszystkich instytucji zachodniego świata.

Najciekawsze w ruinach są zachowane w dobrym stanie oryginalne mury. Mury te zbudowane są z gliny i mają wysokość kilku metrów. Przed murami znajduje się też fosa. Planując nasz wyjazd czytałem sporo książek, szczególnie z okresu tzw. Wielkiej Gry. W XIX w. dwa światowe mocarstwa – Rosja oraz Wielka Brytania rywalizowały ze sobą o wpływy w Azji Środkowej. Stawką tej gry były Indie. Wydarzenia tamtego czasu, obok wydarzeń XX w. i historii Związku Radzieckiego w znacznej mierze ukształtowały obecny obraz Azji Środkowej. W książkach tych znajduje się wiele opisów zwycięstw nowoczesnych armii rosyjskich i brytyjskich podbijających kolejne terytoria. Patrząc na gliniane mury Sauranu można sobie łatwo wyobrazić, jakie ówczesna artyleria czyniła spustoszenie w obleganych miastach.

Następną atrakcją po ruinach Sauranu był Turkiestan. Miasto to słynie przede wszystkim z jednego zabytku – mauzoleum Chodży Ahmada Jasawiego, muzułmańskiego myśliciela i poety. Mauzoleum to zostało wzniesione w XIV w. na rozkaz Timura, wielkiego zdobywcy który w XIV władał niemal całą Azję Środkową. Budowla robi niesamowite wrażenie zarówno rozmachem jak i misternymi zdobieniami. Od frontu fasada budynku nie została ukończona, gdyż budowy zaniechano po śmierci Timura. Na mauzoleum z Turkiestanu wzorowane było wiele późniejszych budowli Azji Środkowej, w tym zabytki Samarkandy (Uzbekistan) które mamy nadzieję w czasie naszej podróży również zwiedzić. Od 2003 r. mauzoleum znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Niestety w środku nie wolno robić zdjęć.

 

 

Przed wyjazdem z Turkiestanu postanowiliśmy zobaczyć jeszcze jeden meczet, który był widoczny z terenu mauzoleum. Z wizytą tą wiążą się kolejne pozytywne zaskoczenia i kolejne złamane stereotypy. Do meczetu podchodziliśmy z dużą dozą ostrożności. Ostrożność ta wynikała oczywiście z szacunku. Nie wiedzieliśmy dokładnie, jak się zachować, co nam wolno a czego nie wolno robić i przede wszystkim nie chcieliśmy nikogo urazić. Oczywiście zadbaliśmy o odpowiedni ubiór (długie spodnie, długa spódnica i zakryta głowa Julki), ale na tym kończyła się nasza skromna wiedza w zakresie zasad panujących w muzułmańskich świątyniach.

Zostaliśmy ponownie sympatycznie zaskoczeni przez dwoje ludzi, którzy akurat szli do meczetu. Zaprosili nas do środka, zachęcali do robienia zdjęć, pokazali nam cały meczet, wypytywali skąd jesteśmy i dokąd jedziemy. W samym meczecie podobnie miło przyjął nas miejscowy duchowny. Zostaliśmy zaproszeni do chwili wspólnej kontemplacji. Nikt nikogo nie pytał czy i w co wierzymy. Nikt nie dał nam ani przez chwilę poczuć się na miejscu nieswojo. Ponieważ zbliżał się powoli czas modlitwy uprzejmie podziękowaliśmy za wizytę i pożegnaliśmy się.

Z Turkiestanu udaliśmy się następnie do Szymkentu, gdzie mieliśmy odrobinę odpocząć. Szymkent to trzecie co do wielkości miasto w Kazachstanie, ale o tym już w następnym poście.