Korki, korki i jeszcze raz korki…

Jest godzina 19:36, czyli jakieś 9,5h od momentu wyruszenia z Moskwy. Posta piszę w samochodzie, może uda się wieczorem znaleźć kawałek internetu i wrzucić go na bloga. W czasie tych niespełna 10h przejechaliśmy około 450km, z czego większość przez ostatnie kilka godzin. Do dzisiejszego celu pozostało nam nieco ponad 200km.

Nasz plan legł w gruzach w momencie, gdy zadzwonił pierwszy budzik chwilę po 05:00. Różne rzeczy można o nas powiedzieć, ale nie to że jesteśmy rannymi ptaszkami. Zgodnie stwierdziliśmy, że po 9:00 już przecież korków nie będzie a z pełnym żołądkiem tez się przyjemniej będzie jechać. Przestawiliśmy więc budzik na porę śniadaniową, nakryliśmy głowy kołdrami i poszliśmy spać dalej.

Jak się później okazało, dużo nas ten błąd kosztował. Najpierw pozbawiona internetu nawigacja puściła nas najkrótszą drogą, czyli… na wewnętrzny ring okalający Moskwę. Potem, mimo skutecznego odwrotu, wpakowaliśmy się w korek, który ciągnął się chyba ze 100km… Pierwsze 50km od wyjazdu jechaliśmy 3,5h. Kolejne 100km pewno niewiele krócej. W życiu takiego korka nie widziałem a wszystko to działo się na 6-pasmowej autostradzie. Co ciekawe, były momenty w których na całej szerokości 6-ciu (chyba?) pasów nie było namalowanych żadnych oznaczeń ?

Na szczęście po oddaleniu się od Moskwy sytuacja uległa poprawie i Toyka kolejne kilometry połykała już znacznie sprawniej. Zmieniamy się za kierownicą, więc zmęczenie też tak bardzo nie dokucza. Duża w tym zasługa naszego samochodu. Bez odrobiny przesady mogę powiedzieć, że po tych 10h nie jestem zmęczony, nie bolą mnie plecy i nie odczuwam żadnego dyskomfortu. Zawieszenie jest po prostu RE-WE-LA-CJA. Na pusto może odrobinę twarde, ale po dociążeniu samochód po prostu płynie przez wszystkie nierówności. W tym miejscu podziękowania dla wszystkich mechaników, którzy przygotowywali nam samochód (o tym napiszę kiedyś osobnego posta).

Droga, którą jedziemy jest w bardzo dobrym stanie. Na rosyjskich kierowców też nie ma co narzekać, choć cwaniaczkowania widzieliśmy dzisiaj znacznie więcej. Do standardowego repertuaru należą próby omijania korka bądź to poboczem bądź też jadąc pod prąd i próbując wyprzedzić całą kolumnę w nadziei, że gdzieś się później uda wcisnąć… Krajobraz też nie różni się istotnie od tego co oglądamy za oknami od wyjazdu z domu. Tylko te owady… Calutki samochód jest po prostu oblepiony tysiącami rozsmarowanych owadów. Niektóre są naprawdę pokaźnych rozmiarów, mimo że do Czelabińska jeszcze dobrze ponad 1000km ? Nie mam pojęcia, jak mi się to wszystko uda doczyścić, ale na razie wszystkie próby są pozbawione sensu. Domyta szyba po pół godziny jazdy jest znowu oblepiona.

Jutro w planie kolejny długi odcinek, gdyż w niedzielę musimy wyjechać z Rosji. Po przekroczeniu Kazachskiej granicy już raczej nie będziemy mogli liczyć na tak gęsto rozsiane hoteliki, sklepy i stacje benzynowe i trzeba się będzie przestawić bardziej w tryb campingowy Może uda nam się zatrzymać na chwilę w Samarze żeby zrobić jeszcze ostatnie większe zakupy i rozejrzeć po mieście. No chyba, że znów przegramy nierówną walkę z budzikiem…

EDIT: Na ostatnich 200km trafiliśmy jeszcze ciężarówkę-widmo dziarsko zasuwającą 100km/h po ciemku bez żadnego światła z tyłu. Kawałek dalej druga ciężarówka jadąca z naprzeciwka i wyprzedzająca coś zepchnęła nas na pobocze… Brawa dla Julki za zimną krew i reakcję.